Pamiętnik, myśli i wspomnienia...

Pamiętnik, myśli i wspomnienia...
Z miłości zrodzona
Miłością pozostaniesz...

wtorek, 4 marca 2014

Ostatnia wizyta w szpitalu

Jak nas przyjęli na oddział, to tradycyjnie najpierw KTG, pobranie krwi itd. Tym razem też trafiłam na moją ulubioną panią położną Elę i dostałam pokój z wc i prysznicem. Mój mężuś posiedział troszkę ze mną, a pod wieczór pojechał do domku. Przyszła lekarka i wzięła mnie na badanie i USG. Stwierdziła, że maleństwo szykuje się do porodu. Na USG lekarka zdziwiona że małowodzie jest. No rozwalają mnie Ci lekarze, przecież na skierowaniu nawet było napisane jak wół: Małowodzie, cukrzyca G1(oczywiście tym kodem GDM G1 czy jakoś tak), cholestaza, a tu zdziwienie. Okazało się że AFI spadło do 3. Nieźle. Szlak mnie już z tym trafia. DO tego przepływy nie wychodziły dobre. Powiedziała że to przez to że mała ruchliwa jest. No mam nadzieję bo normalnie osiwieje ze zmartwienia.
Na drugi dzień moja sąsiadka do domku wyszła i do wieczorka byłam sama. Rano jak zwykle obchód z profesorkiem. Już planował mnie do domu wypisać, ale lekarz opiekujący się salą powiedział, że dopiero wczoraj przyszłam. Stwierdzili, że muszą powtórzyć USG, przez to AFI 3 i przepływy, chyba w poniedziałek dopiero. Pani Monika do mnie doszła i pytała czy piję dużo, kurcze co oni mają z tym piciem. Przecież ja piję bardzo dużo, a nie tylko dużo, ale to nie daje nic. Wód jak nie było tak nie ma.
Także po obchodzie spokój. Tylko zdziwiona jestem bo KTG mam tylko dwa razy dziennie. To nawet w szpitalu o drugim stopniu referencji miałam trzy razy dziennie. Ale chyba wiedzą co robią.
Do wieczorka byłam sama na sali. Powiem szczerze, że te niektóre położne sprawiają takie wrażenie, że sama zastanawiam się już co ja tu robię. Patrzą na mnie jak na przewrażliwioną wariatkę. Jak ja nie chciałam tu być, dlaczego nie mogli  mnie zostawić w Piotrkowie:( Dobrze, że w sobotę będzie mój lekarz i może wreszcie coś zdecyduje.
Wieczorem położyli na mojej sali dziewczynę na wózku. Okazało się że poroniła w 9tc. Masakra:( współczuję jej, a jeszcze ją położyli ze mną, kobietą w zaawansowanej ciąży. Kamila jest naprawdę fajną i wartościową osobą, która została skrzywdzona przez błąd lekarski. Zwykła operacja na woreczek robaczkowy, błąd i całe życie na wózku.
Sobota, tak czekałam na ten dzień, a tu znów rozczarowanie. Mój lekarz nie zrobi nic, a jeszcze na to że jest AFI 3 i kwasy poszły w góre powiedział mi : Na coś trza umrzeć". Zatkało mnie. Normalnie szok dla mnie ale i Kamila jest w szoku. Znając życie w poniedziałek profesorek mnie do domu wypuści, żebym ruchy liczyła. Po tym obchodzie i podejściu lekarza rozmawiałam z siostrą Ulą i ona powiedziała że w poniedziałek pójdzie porozmawiać z ordynatorem w Piotrkowie, że oni tak panikowali, że u mnie stan jest poważny, że duże obciążenie a tu totalna olewka. Mam już tego dość. Nie wróce do szpitala, chyba że na poród, ale wezmę wszystkie dokumenty i jeśli nie daj Bóg się cos stanie to nagłośnie to w mediach.
Dziś przyjechał mój mężuś. Tęskniłam za nim i za dzieciaczkami też już tęsknię bardzo.
Niedziela, mam nadzieję że już ostatni dzień i noc tutaj. Mam dość tego szpitala i ich lekceważącego podejścia. W południe rodzice z Bełchatowa i brat zrobili mi niespodziankę i mnie odwiedzili. Szybciej mi czas zleciał przynajmniej. Pod wieczór zaczęłam odczuwać skurcze i ból w dole brzucha. Nasilał się z każdą godzinką. Kamila mówiła żebym to zgłosiła, ale znając te położne to zaraz zaczną się podśmiewywać więc wolałam poczekać jeszcze. Kiedy przyszła lekarka B na obchód akurat trafiła na skurcz u mnie i pyta co się dzieję, więc musiałam jej powiedzieć. Zaprosiła mnie na badanie, a po nim powiedziała, że poród się szykuje i mam się spakować bo jadę na porodówkę. Po minach położnych widziałam, że nie wierzyły w ten poród i myślały że wrócę na oddział.
Na porodówce trafiłam na super położną. Po zbadaniu mnie i po obejrzeniu zapisu KTG który tu mi zrobiła, zapytała czy mąż chce być przy porodzie, jeśli tak to żebym po niego dzwoniła. Także mój mężuś był strasznie zdziwiony telefonem po 21.00, że się zaczęło. On do auta a ja na lewatywę. Po tym niepozornym zabiegu akcja się rozkręciła. Niestety tradycyjnie po 23.00 wody trzeba było przekłuć, jak przy każdym moim porodzie. Mąż dotarł dopiero po przekłuciu pęcherza płodowego. W sumie to już bóle były na maksa. Na początku nie chciałam znieczulenia, ale ok godziny wpół do trzeciej już o nie prosiłam. Niestety położna powiedziała że za późno, bo nim by zaczęło działać to byłoby po wszystkim. Najpierw chodziłam koło łóżka podłączona pod KTG, mężuś masował mi plecki. Ból nie do opisania, podtrzymywała mnie tylko myśl, że już niedługo przytulę naszą Malikę. Koło 2.30 położyłam się już na łóżku, po kilkunastu minutach przyszła położna, akurat miałam skurcz i chciała mnie zbadać. Za chwilę usłyszałam: nie przyj nie przyj!!! Tylko jak? Kiedy cały organizm chce przeć. Weszła pani doktor i położna do niej żeby narzędzia przyniosła, bo na łóżku urodze bo za późno na przejście na fotel bo dziecko już wychodzi. Zamieszanie było jak nie wiem. Kazali mężowi zapalić światło, włączył ultrafiolet ;) dopiero położna do lekarki, żeby ona zapaliła bo przecież Pan nie wie które. I nadszedł skurcz, bolało jak nie wiem, ale malutka wyszła przy jednym parciu i usłyszałam ten cudny pierwszy KRZYK naszej MALIKI :) Od razu położyli mi ją na piersi, mogłam przytulić nasza kruszynkę. Dumny tatuś przeciął pępowinę. Po paru minutach zabrali ją na ważenie, mierzenie i tym podobne. Mąż poszedł z naszą dziewczynką. Za chwilę dostał ją na rączki. Pierwsze chwile tatusia z córeczką :) Niestety musieli ją zabrać na dogrzanie, a mnie czekało jeszcze łyżeczkowanie i pobyt na sali poporodowej. Po dwóch godzinkach przewieziono mnie na położnictwo. Mąż rozpakował mnie i musiał opuścić oddział. Po jego wyjściu przyniesiono mi Maliczkę :) i tak zaczęło się nasze wspólne życie. Malika ważyła 3155 i miała 50cm długości. Dostała 10 pkt w skali Apgar. Urodziła się 24.02.2014 o godz. 2.55 w poniedziałek.

Ostatnie tygodnie ciąży....

Wtedy w  środę 12.02 pojechaliśmy na USG, robił lekarz B. Również zdziwiony jak wszyscy że nie leżę w szpitalu bo mam małowodzie. Mówię mu że tydzień temu mnie z niego wypuścili. Pyta, kiedy mam wizytę u lekarza, bo do tego serduszko małej bije trochę za szybko. Także w piątek znów jadę do lekarza J. Ola ze mną jedzie. Najpierw pobranie krwi, potem ktg i czekanie do południa na wyniki i wizytę. Jedziemy z Olą do Portu połazić bo co tu siedzieć tyle czasu. Jadę też do hurtowni po kwiaty dla naszej Isi, bo to 14 luty- tego dnia dowiedzieliśmy się, że małej serduszko już nie bije. Chce jej zrobić torcik z żywych kwiatów w kształcie serduszka. W Porcie odbieram dla niej też baloniki trzy z helem. Po powrocie do Centrum Zdrowia Matki Polki, wyniki już na mnie czekały i od razy lekarz mnie wziął do gabinetu. Po obejrzeniu wyników, z których był niezadowolony, znów dostałam skierowanie do szpitala, ale dopiero na przyszły czwartek, gdyż jak to powiedział w sobotę on będzie na dyżurze, u mnie będzie prawie 37 tc, więc będziemy działać. W poniedziałek mam iść na ktg w Bełchatowie, a w środę na USG znów w Łodzi.
Po powrocie do domu zajęłam się obiadem i robieniem torcika dla Isi i tak do wieczora.
W sobotę pojechaliśmy do córeczki na cmentarz w jej pierwsze urodziny. Straszny dzień :( Łzy same leciały, a ból rozrywa serce na milion kawałków:(



Pierwsze urodziny Isi

Nadeszły pierwsze urodzinki
Naszej malutkiej Kruszynki
Isabellko Córeczko kochana
Tak przez nas wyczekana ...
Może byś już sama dreptała
Wszystkim wokół dokazywała
Torcik byłby zamówiony
Lecz dziś dom w żałobie pogrążony
Nie dane nam było z Tobą się radować
A Tobie życzenia i prezenty przyjmować
Bo Ty w niebie urodziny świętujesz
I tam wśród Aniołków świeczkę zdmuchujesz
Nam rozpacz i pustka po Tobie pozostała
A tęsknota do serca na zawsze się włamała.

Ten ból jest nie do opisania i mimo że w domku mam dwoje dzieci, pod sercem rośnie maleństwo to nic nie uśmierzy bólu po stracie naszej córeczki. Już na zawsze będziemy naznaczeni :(

W niedzielę dochodziliśmy do siebie. Dzieci szykowały się do szkoły, mój Kochany do pracy. Przyjechała wieczorem do nas moja siostrzenica Monia i została do Poniedziałku. Za to w poniedziałek od rana urwanie głowy. Jeszcze nim dzieci do szkoły wyszły, dzwoniła siostra Monika, że przyjedzie na kawę i na zakupy wyskoczymy, jeszcze wczoraj Ola dzwoniła, że pojedzie ze mną na KTG i właśnie idzie do mnie, za moment dzwonił kurier, że paczkę zaraz dostarczy. Siostrzenica niestety musiała już jechać do ortodonty, więc ja, Ola i Monika pojechałyśmy we trzy do galerii i po tym ja z Olą na KTG. A tam zaś złe wieści.
Zapis wyszedł zły, małej serduszko biło za szybko i nim położna mnie odpięła już lekarz wypisał skierowanie do szpitala.
Dobrze że KTG było na 13, to nim zapisało się, nim dojechałam do domu to zaraz wrócił z pracy mój mężuś i pojechaliśmy tym razem do szpitala w Piotrkowie. Przyjęli nas bez problemu. Dopiero na drugi dzień kiedy się zapoznano z moimi wypisami wcześniejszymi to zaczęły się schody. Stwierdzono, że jest za duże obciążenie i potrzebny mi jest szpital specjalistyczny trzeciego stopnia referencji, a w Piotrkowie jest tylko drugi stopień. Także kiedy wszystko unormują muszą mnie odesłać do Łodzi do CZMP.
W Piotrkowie przeleżałam do czwartku, a od razu po dostaniu wypisu miałam się zgłosić do Łodzi i nawet na wypisie był zapis: przekierowanie do Instytutu CZMP. Czas w Piotrkowie spędziłam bardzo miło, położne wspaniałe, o wyglądzie sal ocp i porodówki i położnictwa nie wspomnę. Jedyny szpital ze standardami europejskimi. KTG miałam na swoim łóżeczku trzy razy dziennie. Tv bez opłat, toaleta w pokoju. Naprawdę polecam ten szpital.
W czwartek po wyjechaniu z Piotrkowa pozwoliłam sobie na małe szaleństwo i poszliśmy w Łodzi do Pizza Hut. A po tym niestety musiałam zgłosić się na izbę przyjęć do CZMP:(