Pamiętnik, myśli i wspomnienia...

Pamiętnik, myśli i wspomnienia...
Z miłości zrodzona
Miłością pozostaniesz...

piątek, 14 lutego 2014

Rok temu.... ;(

Rok temu obudziłam się rano pełna szczęścia i wyczekiwania. Mieliśmy umówioną wizytę na USG połówkowe i do tego w 3D/4D, tylko moje Kochanie miało wrócić z pracy. Cały dzień mi się dłużył. Nareszcie o 15 mój M wrócił  i mogliśmy jechać do gabinetu doktora N. Potem, jak to w Walentynki, mieliśmy jechać na kolację do nowo otwartej pizzerii Texas. Jeja, ale byliśmy szczęśliwi. Ledwo co wróciliśmy z Zakopanego, gdzie dosłownie przeżyliśmy kolejny miesiąc miodowy. Teraz znów siedzieliśmy w poczekalni pod drzwiami gabinetu lekarskiego i śmialiśmy się do siebie jak głupcy. Nie mogliśmy się doczekać kiedy zobaczymy nasze maleństwo. Mieliśmy nadzieję, że poznamy może płeć naszego dzieciątka. Byliśmy lekko rozczarowani, bo okazało się, że jednak nie wchodzi się na godziny, tylko według kolejki. Także nie o 15.30 a po 16.15 dopiero była nasza kolej. Po formalnościach, gdzie ustaliliśmy cenę 150 zł za wizytę zaczęło się badanie.Mój mąż usiadł w fotelu przed monitorem, a ja położyłam się na leżance. Najpierw miało być zwykłe USG z pomiarami i w ogóle. Uśmiech nie schodził nam z twarzy kiedy lekarz smarował mój brzuch żelem. Nie spodziewaliśmy się tego co za chwilę usłyszymy. Nawet w najczarniejszych snach...
Lekarz przyłożył głowice i przez chwilę nic się nie odzywał. Potem powiedział słowa, których nigdy nie zapomnę : " niestety badanie będzie kosztowało państwa 200 zł bo dziecko nie żyje, przykro mi".
Nie mogłam w to uwierzyć. Spojrzałam na męża, a on siedział, załamany ze spuszczoną głową. Zaczęłam się kłócić z lekarzem, jak to nie żyje, on że brak czynności serca, że uogólniony obrzęk płodu. Ja do niego, że gówno prawda bo ja jeszcze nie dawno czułam ruchy dziecka. On, że mogłam czuć, bo jeszcze malutkie jest dziecko i przy moich ruchach ono pływa w płynie owodniowym i o ściany się obija, a ja to czuje jak ruchy. Nie chciałam mu uwierzyć. Wtedy zaczął mówić, że nie widzi nerek, że pęcherza dziecko nie ma i że wada serca była. Powiedziałam mu że nie chcę go słuchać. Kazał mi od razu na szpital jechać i dał skierowanie. Nie mogłam tam być ani minuty dłużej, musiałam wyjść, to mój Mąż wziął skierowanie.
Weszliśmy tacy uśmiechnięci, a wyszliśmy- ja zaryczana a mój M załamany. Zaczął się nasz koszmar....
Prosto od tego lekarza pojechaliśmy do innego. Niestety następny potwierdził brak czynności serca:(
Nie było wyjścia, pojechaliśmy do domu, żebym spakowała się do szpitala. Łzy nie przestawały mi płynąć:(
Dlaczego, dlaczego, dlaczego?????
Dlaczego my??????
Dlaczego nasze dziecko????
Rok czasu szukam odpowiedzi, nie znalazłam... nie zrozumiałam tego....
W szpitalu nie byłam w stanie odpowiadać na pytania, dałam skierowanie i dalej płakałam.
Panie stwierdziły, że położą mnie na ginekologii, żebym nie musiała oglądać innych kobiet w ciąży. Na oddziale lekarz pyta co się stało, ale to położna za mnie odpowiedziała, ja dalej nie byłam w stanie. A on się pyta który tydzień, mówię, że 24,6, a on do mnie że taka duża ciąża to rzadko się zdarza, żeby obumarła. Pyta czy mam jakieś bóle, mówię że nie, pyta czy krwawię, ja że nie, a on do mnie :To skąd pani wie, że dziecko nie żyje? Ja mu wtedy pokazałam wynik z USG. Stwierdził, że zrobimy jeszcze jedno USG trochę później i jutro powtórzone będzie, bo takie są procedury. Położna pokazuje mi salę i łóżko. Dwie panie już tam leżą, ale ja nie jestem w stanie rozmawiać, wciąż płaczę. Mój M zostaje ze mną. Siedzimy załamani, czekamy na lekarza. W głowie tli się jeszcze mała nadzieja, że może jednak to pomyłka, i że nasze dziecko żyje. Po 21 przychodzi lekarz, zabiera mnie na USG. Znów to samo, leżanka, żel na brzuch, głowica i słowa lekarza, czy chce to usłyszeć. Mówię, ze muszę to wiedzieć, wtedy ON: Przykro mi brak akcji serca, uogólniony obrzęk płodu. Moje serce znów roztrzaskuje się na milion kawałków.....
Już coraz później i mój M musi wracać do domu.
Zostaje sama, załamana, szlochająca, głaskająca brzuszek, gdzie jeszcze jest moje dziecko i błagająca Boga, żeby to nie była prawda, żeby nasze dziecko żyło, żeby nam go nie zabierał.
Nie wysłuchał.....
Szlochając nie wiem kiedy zasnęłam, późno było, dostałam coś na uspokojenie od położnych.
Pierwsza z najgorszych nocy w moim życiu....
Moje serce roztrzaskane na milion kawałków..... Już nigdy nie będę potrafiła go posklejać ....


Powiązane linki :
http://pamietnikiwspomnienia.blogspot.com/2014/02/rok-temu-cd.html

3 komentarze:

  1. PRZYTULAM WAS KOCHANA WSPOCZUJE I WIEM CO CZULISCIE JESTEM Z WAMI :(((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiniu tule was bardzo mocno, wiem co czujecie jestem z wami

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo smutna historia, bardzo Wam współczuję, bardzo..
    :(

    OdpowiedzUsuń